Laura próbuje protestować, tłumaczy mu, że powinien zostać z przyjaciółmi, ale on jej nie słucha.
- Dzięki, że zostałaś - mówi, kiedy zatrzymują się przed ponad trzydziestoletnim volkswagenem garbusem, który był kultowym staruszkiem już wtedy, gdy w studenckich czasach jeździła nim jej matka. Kiedy rodzice Grace podejmowali decyzję, żeby zatrzymać go jako pamiątkę po tamtych wspaniałych dla nich czasach, pewnie nie mieli pojęcia, że kiedyś ich sytuacja zmieni się na tyle, że garbus nie będzie już tylko zabytkowym obiektem, ale środkiem lokomocji, bez którego ich córka by sobie nie poradziła. Kiedy wyprzedawali wszystko, co się tylko dało, żeby zredukować długi, któreś z nich - Laura nie pamięta już, czy mama, czy tata - w przypływie desperacji rzuciło pomysł, żeby sprzedać garbusa. Pomysł był pewnie rozsądny, zważywszy, że za dobrze utrzymanego starego volkswagena można było kupić nowy samochód średniej klasy, i jeszcze by trochę zostało. Nie zrobili tego. I Laura bardzo ich kocha za ten zwariowany romantyzm. Ale teraz, kiedy zamek garbusa się zacina, przemyka jej przez głowę, że może nie była to najmądrzejsza z decyzji. W końcu udaje jej się przekręcić kluczyk i otworzyć drzwi. Wciąż jednak nie wsiada do samochodu. A Simon zwleka z powrotem do swoich znajomych. Patrzy jej w oczy. - Co? - pyta speszona Laura. - Nic... - odpowiada cicho Simon. Laura czuje, że coś się dzieje. Jego „nic” brzmi tak samo jak jej „nic”, kiedy stali naprzeciwko siebie na dróżce do altany. Ale musi wracać do domu, jutro wstać o siódmej, o ósmej być w teatrze, o dziewiątej na scenie, przeżyć następny tydzień, znieść humory Phila Terence'a i dać z siebie na premierze jak najwięcej. A potem...? Potem? Potem, jeśli jej debiut w Giselle zakończy się sukcesem, zniesie wszystko. Nawet to, że Simon jej powie, że to „nic”, w którym doszukiwała się nie wiadomo czego, było zwykłym „nic”. I nic się za nim nie kryło. Wcale nie jest pewna, czy to zniesie, ale nie może teraz o tym myśleć, bo jutro musi wstać o siódmej, o ósmej być w teatrze, itd. Cmoka Simona w policzek, szybko wsiada do samochodu i przekręca kluczyk w stacyjce. I nic. Nie tamto „nic”, za którym kryje się wszystko, tylko zwyczajne „nic”. Silnik nie zaskakuje. Jak w kiepskich filmach. Nie, zdecydowanie nie! Na kiepskich filmach w krytycznych momentach akcji nie zaskakują silniki w nowiutkich samochodach najlepszych marek. Stary garbus jej mamy ma prawo nie zapalić za pierwszym przekręceniem kluczyka. I za drugim. Za trzecią i czwartą próbą podziw dla romantyzmu jej rodziców nieco słabnie. Simon nachyla się do okna z opuszczoną szybą. - Może mnie się uda - proponuje. Laura próbuje jeszcze raz, a potem wysiada i pozwala mu usiąść za kierownicą. Chłopak przez chwilę przygląda się staroświeckiej tablicy rozdzielczej, chwyta drążek zmiany biegów, choć wyraźnie nie wie, co z nim zrobić, i próbuje nim poruszyć. - Zapomniałem, że te stare samochody mają manualną skrzynię biegów - mówi, wysiadając. Przez chwilę się zastanawia i podejmuje decyzję. - Odwiozę cię swoim. - Przecież masz gości - przypomina mu Laura. - Nic się nie stanie, jeśli przez jakiś czas zostaną sami, zresztą pewnie i tak wkrótce zaczną się zbierać. Perspektywa spędzenia z nim jeszcze dwudziestu, dwudziestu pięciu minut nawet jej się podoba. Laura już jest gotowa się zgodzić, kiedy coś sobie przypomina. - Przecież ja jutro muszę mieć samochód. Jak dojadę bez niego do teatru na próbę, a potem tutaj, do was? - Coś wymyślimy - rzuca Simon, ale ona już go nie słucha, wsiada szybko do samochodu, przekręca kluczyk... i silnik odpala. Wracając do domu przez opustoszałe już miasto, Laura żałuje, że silnik garbusa w końcu zaskoczył i że ona nie zagłębia się teraz w wygodnym fotelu jeepa, obok siedzącego za kierownicą Simona. Ten obraz, który o włos nie stał się rzeczywistością, wprawia ją w taki stan rozmarzenia, że przestaje się skupiać na prowadzeniu samochodu i za późno zauważa, że światła zmieniają się z zielonych na żółte. Nie próbuje nawet hamować i przejeżdża przez skrzyżowanie na czerwonym. Zdenerwowana, obiecuje sobie, że nie będzie myśleć o Simonie ani w trakcie prowadzenia samochodu, ani podczas jutrzejszej próby, ani próby generalnej, która ma się odbyć w czwartek, a już na pewno nie na premierze. Tylko że po chwili przypomina sobie, jak stali naprzeciwko siebie i mówili sobie „nic”. 22 W niedzielę o wpół do ósmej Laura jest gotowa do wyjścia. Rano nigdy nie ma wielkiego apetytu, a dziś doszło do tego zdenerwowanie przed próbą, które sprawia, że na sam widok jedzenia robi jej się niedobrze. Zdając sobie jednak sprawę, że nie przetrzyma próby bez dostarczenia organizmowi odpowiedniej porcji kalorii, wmusza w siebie śniadanie, a przed wyjściem z kuchni wkłada do torby kilka batonów. Nie spała dobrze tej nocy, śniły jej się koszmary. Goniły ją willidy występujące w drugim akcie, a na koniec szabla, którą Giselle odbiera sobie życie, okazała się prawdziwa. Pełna złych przeczuć, Laura wsiada do samochodu i, oczywiście, silnik nie zapala. Dziewczyna podejmuje kilkanaście bezskutecznych prób uruchomienia go. W końcu, wściekła, wysiada i daje złośliwemu garbusowi kopa w błotnik. W ciszy niedzielnego poranka rozlega się metaliczny stukot, który budzi nawet ojca Laury. Dziewczyna widzi go w oknie sypialni rodziców, a po chwili rozespany tata wychodzi w szlafroku przed dom. - Mówiłem ci, że trzeba go oddać do warsztatu, żeby przeczyścili rozrusznik - przypomina jej. - Owszem, mówiłeś, ale gdybyś mi jeszcze powiedział, jak miałabym bez niego jeździć do szkoły, na lekcje tańca i próby, do pracy i potem jeszcze wracać do domu, to byłabym ci naprawdę bardzo wdzięczna. Ojciec widzi, że jego zwykle opanowana córka jest zdenerwowana. Wie, że dzisiejszy dzień jest dla niej bardzo ważny. - No, już dobrze - uspokaja ją, po czym sięga do kieszeni szlafroka i wyjmuje kluczyki. - Weź mój samochód i używaj go, dopóki nie zrobię czegoś z twoim. - A ty? - Jakoś sobie poradzę. Połamania nóg! - woła za córką, która, nie czekając na odpowiedź ojca, wsiada do jego toyoty i odjeżdża. Do teatru dociera jako jedna z pierwszych. Nie ma jeszcze Juliena Rousselina, jest za to jego asystentka, która prowadzi ją do garderoby. - Na premierę Julien załatwił profesjonalne charakteryzatorki, ale dziś musimy się tym zająć same - oznajmia. Laura ma jakie takie pojęcia o scenicznej charakteryzacji, ale Lynn jest w tym znacznie lepsza i zdradza kilka tricków, o których Laurze nawet się nie śniło. Pół godziny przed planowanym rozpoczęciem próby jest już gotowa do wyjścia na scenę. W garderobie czeka kilkanaście dziewcząt, które - każda na swój sposób - radzą sobie z tremą. Niektóre milczą, inne paplają jedna przez drugą, jak na przykład Susan, występująca w roli Matyldy, narzeczonej księcia Alberta. A Sarah, mająca się wcielić w królową willid Mirtę, siedzi w kącie i płacze. Laura, która jeszcze godzinę temu ledwie wmusiła w siebie tosta, teraz wyjmuje z torby baton i gryzie go nerwowo. Jest kwadrans po dziewiątej, a próba ciągle jeszcze się nie rozpoczyna. O wpół do dziesiątej do garderoby wchodzi Julien Rousselin i oznajmia, że pracownicy techniczni teatru mają jakiś problem ze sceną obrotową, w związku z czym próba rozpocznie się dopiero o dziesiątej. Sarah wpada w histerię, Susan paple jeszcze bardziej, a Laura zjada drugi baton i sięga do torby po następny. Nie może zdjąć opakowania, więc rozdziera je, miażdżąc zawartość. Chce wpakować okruszki do ust, ale nagle stwierdza, że jest jej niedobrze i jeśli cokolwiek jeszcze zje, zwymiotuje. Do garderoby wpada Lynn, która dzisiaj pełni rolę inspicjentki i to do jej obowiązków należy dopilnowanie, by każdy z wykonawców w odpowiednim momencie pojawił się na scenie. - Laura, Trish i dziewczyny z zespołu! Za trzy minuty macie być w kulisach! 23 Laura jest zmęczona, ale szczęśliwa. Przeżyła pierwszą próbę kostiumową, w czasie której, mimo potwornej tremy, udało jej się skoncentrować na tyle, że nie popełniła żadnego znaczącego błędu. Pewnie, że w jednym z ecarte mogłaby nieco wyżej unieść nogę, a grand jete me miało tej lekkości, jaką - o tym była przekonana - mogłaby uzyskać. Ale zarówno Julien Rousselin, jak i Lynn byli z niej zadowoleni. Nawet - o dziwo - jej partner Phil po skończonej próbie powiedział: - Byłaś dzisiaj naprawdę niezła. - Dzięki. Ty też. Czuła wprawdzie, że w dwóch momentach chłopak miał jakiś problem z utrzymaniem jej w trakcie wysokiego podnoszenia, ale poradził sobie z tym na tyle zręcznie, że prawdopodobnie nikt poza nią tego nie zauważył. No i dziś, po raz pierwszy od kilku tygodni, nie miał swoich humorów. Laura myśli o tym, zatrzymując się przed czerwonymi światłami. Pasażerka stojącego na lewym pasie kabrioletu przygląda jej się z wyraźnym niesmakiem. Laura patrzy na siebie we wstecznym lusterku i wcale jej się nie dziwi. W lipcowe upalne południe sceniczna charakteryzacja wygląda groteskowo. Nie przejmuje się tym jednak. Uśmiecha się do kobiety, rozkładając ręce. Ta natychmiast odwraca głowę. Laura rusza spod świateł i zastanawia się, czy skoro i tak jest spóźniona prawie pół godziny do Greenwoodów, nie powinna zostać w teatrze dłużej i zmyć tej niepozwalającej oddychać skórze tapety. Gdyby próba rozpoczęła się punktualnie, zdążyłaby stawić się u nich o dwunastej. Na szczęście wczoraj, przewidując, że mogą być jakieś opóźnienia, wspomniała o tym, rozmawiając z Simonem. Uspokoił ją, obiecując, że zajmie się siostrą, i powiedział, żeby po prostu przyjechała wtedy, kiedy będzie mogła.